wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział I

 Siedziałam na ławce czekając na pociąg, który miał za chwilę nadjechać. Od ostatniej wizyty w Narnii czułam, że nic już nie będzie takie samo. Do myśli wciąż zakradał mi się Kaspian. Na samo wspomnienie  moje policzki pokryły się szkarłatem. Najsmutniejsza w tym wszystkim była świadomość, że już nigdy go nie zobaczę, nigdy więcej nie przekroczę granic Narnii.
Aslan uświadomił mnie i Piotra, że nasza poprzednia wizyta była ostatnią. Bardzo ciężko było nam pożegnać się z tym światem. Każde miłe wspomnienie będzie się właśnie z nim wiązało.
Z zamyślenia wyrwał mnie okrzyk Łucji.
W mgnieniu oka obróciłam się i dostrzegłam leżącego na ziemi Edmunda. Momentalnie przyspieszyło mi tętno.  Mój najmłodszy brat miał zakrwawiony nos i właśnie kotłował się z jakiś blondynem. W rogu zauważyłam Łucję rzucającą mu gniewne spojrzenia, lecz gdy napotkała moje spojrzenie westchnęła tylko z rezygnacją.
„Kolejna bójka” – pomyślałam z ciężkim, pełnym rozdrażnienia westchnięciem.
- CO TO MA ZNACZYĆ?! – ryknął strażnik.
Dworzec, który jeszcze przed chwilą pełen był chłopców oglądających jakże fascynującą walkę zaczął pustoszeć. „No jasne – pomyślałam z kpiną – boją się o własną skórę”. Każdy w Lamberthof wiedział, że nie należy podpadać strażnikowi Arthurowi. Byli i tacy, co nie potrafili powstrzymać się od łamania tej zasady. Jednym z nich był właśnie Edmund.  
- Oboje macie areszt na 12 godzin i możecie być pewni, że na samym areszcie się nie skończy. – powiedział z chorym błyskiem w oku.
Zaczęłam się poważnie zastanawiać , gdzie podział się Piotr! Przecież zwykle w takich sytuacjach, które zdarzały się nad wyraz często, to właśnie Piotrek ratował Edmunda z łap Arthura!
Szukanie Piotra przerwał mi okrzyk:
- Chodu!!!
Któż by inny byłby takim idiotą, aby zacząć uciekać. W wyjściu mignęły mi tylko plecy Łucji i Edmunda, a blond włosy chłopak wciąż siedział na ziemi.
- No proszę, jaki odważny ten twój brat – zwrócił się w moją stronę – Wydaję mi się Zuzanno, że będziesz musiała odbyć tę karę za niego.
Po prostu mnie zatkało. Uśmiechnął się szyderczo widząc zbulwersowanie w moich oczach. Nic sobie nie robiąc z moich protestów chwycił mnie mocno pod łokieć. Syknęłam z bólu. I to właśnie w tym momencie go ujrzałam.
Stał jakieś dwa metry od nas, a jego spojrzenie zdawało się topić metal.
- Kaspian? – zapytałam. Lecz on nie odpowiedział, rozpłynął się tylko w nicość, jak mgła.

___

~ Galaretka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz