niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział XV



- Zuzia… Zuzanno… Piotr do cholery… Kaspiana od… pomóżcie. – to chyba głos Łucji. Z wielkim trudem podniosłam powieki, ale spojrzenie i tak miałam zamglone. Widziałam zamazaną twarz mojej siostry i sylwetki kilku innych osób. Po chwili dołączył olbrzymi ból głowy. Zacisnęłam zęby i spróbowałam się podnieść.

- Ani mi się waż. – powstrzymał mnie stanowczy głos Anny. Ostatnie, co zapamiętałam, to dotyk czyichś ciepłych, lekko pomarszczonych dłoni.

  ***

Obudziłam się i przeciągnęłam zdrętwiałe kończyny. Okropny sen. Podniosłam rękę, żeby przetrzeć oczy i zamiast dotyku skóry poczułam szorstki bandaż.
Momentalnie podniosłam się do pozycji pionowej. Ogarnęłam mnie panika, gdy spojrzałam na swoją dłoń. Była cała zabandażowana! Nie to jednak było najgorsze. Cały obraz był zamazany. Widziałam tylko zarys, kontury tego, co znajdowało się w pokoju. 

- Kochanie?

Zwróciłam głowę w kierunku, z którego wydobył się głos. Przy łóżku siedziała niska osóbka, której twarzy nie widziałam. Na Aslana, nie widziałam. Na całe szczęście rozpoznałam głos – babcia.

- Co się stało?

- Prawie zostałaś zgwałcona. – powiedziała bez ogródek. – Zdążyliśmy w porę, moje dziecko. Gdyby nie Piotr i Kaspian… nie wiem co by się stało. Nic nie pamiętasz?

- Pamiętam wszystko, aż nie uderzyłam głową w posadzkę.

Złapała mnie za podbródek i zwróciła twarzą do siebie. Zamknęłam oczy, bo od tego niewyraźnego obrazu jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa.

- Hm… Pana de Miro wtrącono do więzienia, pomimo że twoi bracia i Kaspian chcieli sami się z nim policzyć. Nie wydano jeszcze wyroku. Natomiast ty, moja droga, leżysz już trzeci dzień. Edmund spekuluje, że masz wstrząśnienie mózgu. Oprócz tego twoja twarz… jest… ma ślady pobicia. Na twojej ręce widnieje długa pręga przecięcia, która ciągnie się od palca wskazującego po przegub. Siedzimy przy tobie na zmianę. Przed pięcioma minutami zmieniłam Kaspiana. Kochany chłopak, czuwał przy tobie całą noc. – posłała mi znaczące spojrzenie. – Piotr odchodzi od zmysłów. Muszę im powiedzieć, że się obudziłaś, żeby się nie martwili. Zaraz wrócę.

Zostawiła mnie samą. Zdarzenia sprzed kilku dni zaczęły docierać do mnie ze zdwojoną siłą. Skuliłam się na samo wspomnienie jego dotyku. Miejsca, których dotykał swędziały, a ja czułam się brudna. Zaczęłam spazmatycznie oddychać i zagryzłam wargę prawie do krwi, żeby nie zacząć płakać. Pomyślałam o Kaspianie, jak musiał się czuć zastając mnie… w takim stanie. Zadałam sobie pytanie: Czy po tym wszystkim, co się wydarzyło, będzie chciał mieć ze mną do czynienia? 

- Dosyć! Nie myśl teraz o tym, weź się w garść… Spokojnie… 

Gdy wypowiedziałam to nagłos, zrobiło to na mnie większe wrażenie i postawiło na nogi.
Mój wzrok wciąż nie nabrał ostrości, o czym świadczyły siniaki zdobyte podczas wędrówki do łazienki. Z wielki trudem do niej dotarłam i napuściłam wody do wanny. Ciepła woda rozluźniła mi mięśnie dając błogie odprężenie, którego w tej chwili tak potrzebowałam. Starałam się o niczym nie myśleć, nie wysuwać pochopnych wniosków. Postanowiłam poczekać.

Po niecałej godzinie wróciłam do pokoju z nieco lepszym nastrojem. W tym czasie, do pokoju wróciła już Anna w towarzystwie Łucji. Piotr uznał, że nie mogą zwalić się do mnie wszyscy naraz, gdyż wpłynie to niekorzystnie na moje zdrowie. Nie protestowałam, nie czułam się na siłach.
Łucja, jako kochana siostra, postanowiła odwrócić moją uwagę od minionych wydarzeń i wypytać mnie o moje relacje z Kaspianem. Nie ukrywała swojej zapalonej ciekawości, co również udzieliło się Annie. 

Nie wiedziałam, co mam im odpowiedzieć. Owszem, kochaliśmy się i znakomicie czuliśmy się w swoim towarzystwie. Problem w tym, że Kaspian nie zadał tego konkretnego pytania. Ogólnie mówiąc: nie byliśmy parą. Zdałam sobie sprawę, że chyba na to za wcześnie.

Po dokładnym omówieniu zachowań Kaspiana względem mnie, życzeniu szybkiego dojścia do siebie i masą uścisków i całusów, przyszła kolej na następnego gościa.
Najpierw wszedł Piotr i wiedziałam, co będzie mnie czekać. Jego głos był zatroskany i zmęczony, jakby nie należał do młodego mężczyzny. Czuł się winny.

- Jak się czujesz?

- Całkiem dobrze, tylko… prawię nic nie widzę, Piotruś. – powiedziałam i po prostu się rozpłakałam. Nie mogłam dłużej tego ukrywać, nie przed nim. Zdezorientowany, przytulił mnie i poczekał aż przestanę płakać. Dopiero wtedy zadał pytanie.

- Ale jak to prawie nic nie widzisz? Co on ci zrobił, na Aslana?

- Odkąd się poznaliśmy, wyraźnie wpadłam mu w oko. – zaczęłam monotonnym głosem. –Pożądanie, będzie trafniejszym określeniem. Jego obleśne spojrzenie było czasami odrażające. – zadrżałam. Mina Piotra wyrażała szok i dostrzegłam w jego twarzy jeszcze większe poczucie winy niż przedtem. – Ignorowałam go, a na lekcjach towarzyszył mi Kaspian, gdy oczywiście mógł. Tę lekcję zaczęliśmy normalnie. Akurat postanowił zrobić mi test, sprawdzić ile się już nauczyłam. Pisząc, nie zwracałam uwagi na to, co robił. Lecz, gdy nagle położył mi dłoń na karku… Zdenerwowałam się… Krzyknęłam na niego i ruszyłam w stronę drzwi, które okazały się zamknięte na klucz. – wzięłam głęboki oddech i wypranym z emocji głosem kontynuowałam. – Zaczął się dobierać, kilka razy mnie uderzył. Moje pierwsze wołanie o pomoc usłyszał Martin. Później nie wiem. W pewnym momencie, dość boleśnie, uderzyłam głową o posadzkę. Wtedy musiałam stracić przytomność. O tamtej chwili boli mnie głowa, a gdy rano się obudziłam… Wszystko widzę zamazane. 
 Nie podniosłam oczu, nie sprawdziłam czy wyraz jego twarzy się zmienił. Zamiast tego zadałam najbardziej nurtujące mnie pytanie: - Co z nim teraz będzie?

- Rada jeszcze nie orzekła, ale mam nadzieję, że zostanie wykastrowany i otrzyma dożywotnią, niewolniczą pracę.Z Kaspianem już się o to postaramy. Nie myśl o tym i odpoczywaj. Wezwę lekarza, żeby sprawdził co wywołało nagłe pogorszenie wzroku.

- Dziękuję.

- A! Jeszcze coś! – zawołał, gdy miał już rękę na klamce. – Rozmawiałem z Kaspianem. Zapytał czy nie miałbym nic przeciwko waszemu związkowi… - i wyszedł, uśmiechając się jak dziecko, które wie, że nie powinno czegoś robić, ale zdaje sobie sprawę, że dorosły i tak go nie ukarze. Po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnęłam.

*** 

Kilka minut po jego odejściu do komnaty wszedł Edmund.

- Witaj siostrzyczko. 

- Cześć braciszku, jak wizyta? – zapytałam z przekąsem.

- Wszystko w jak najlepszym porządku. Matiz przystał na naszą propozycję połączenia wojsk w razie wojny. Na dodatek… - mówił, co mu ślina na język przyniosła. Postanowiłam przerwać jego monolog.

- A jak się miewa księżniczka Liliana?

- Myślę, że dobrze… - wymamrotał speszony.

- Może zaprosiłbyś ją do zamku, na przykład na obiad?

- Zuzka, do czego zmierzasz?

- Ja? Do niczego. – uśmiechnęłam się przekornie, z radością obserwując jak jego rumieniec się pogłębia.

- Przestań.
 
- Przecież nic nie robię!
 
- Robisz.
 
- Niby co?
 
- Zuzaaa!!!
 
- No co?
 
- Szybkiego powrotu do zdrowia.
 
- A ty dokąd?!
 
- Wpadnę później, do zobaczenia.
 
- Edziuuu…
 
- Nie. – uciął.
 
- Ale nawet nie wiesz, co…
 
- Nie.
 
I wyszedł. Odczekałam aż ucichną jego kroki i wybuchłam powstrzymywanym śmiechem. Zakochany Edmund to rzadkie i niezwykle zabawne zjawisko.

***

Przez pół godziny siedziałam sama w pokoju i cały ten czas spędziłam wyglądając przez okno. Na zewnątrz świeciło piękne słońce, a na niebie nie było widać żadnej chmurki. Wymarzony lipcowy dzień. Słyszałam śpiew ptaków, szum morza… Jednak myślami byłam daleko stąd, w odległym o kilkaset lat Lamberthof.
 Pomimo, że w Narnii czułam się jak w domu, zaczynało brakować mi niektórych rzeczy z tamtego świata. Tęskniłam za wycieczkami do Londynu, za lodami śmietankowymi, za wygodnymi ubraniami. Przy ostatnim zaśmiałam się cicho. Modowe reformy Łucji przynosiły efekty, ale żeby wszystko dotarło do stylu w jakim się wychowywaliśmy trzeba będzie jeszcze długo poczekać.

Świadomość podstawiła mi obraz rodziców. Czułam ucisk w żołądku i cisnące się do oczy łzy. Ilekroć o nich pomyślałam zaczynałam żałować dokonanego wyboru. W Lamberthof mieszkaliśmy u wujostwa, które niezbyt się nami interesowało, a od mamy czasami dostawaliśmy listy. Na pewno bardzo nas kochała, ale musiała nas zostawić. Nie miałam jej tego za złe, żadne z nas nie miało. Wiedzieliśmy, że w tamtych czasach życie kobiety, której mąż jest weteranem było ciężkie. Rozpoczęła nowe życie, ale zapewniła nam wykształcenie. Byłam wdzięczna…

Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi.

***

Stałem przed drzwiami jej pokoju i starałem się opanować. Po kilku minutach zebrałem się w sobie i cicho zapukałem we framugę. Cichy, lekko nieprzytomny głos zaprosił mnie do środka. 

Siedziała przy oknie i wyglądała jak siedem nieszczęść. Spoglądała na mnie zamglonym wzrokiem, a ja poczułem jak wielki kamień stacza mi się do żołądka. Ogarnęła mnie wściekłość i ledwo powstrzymałem pierwotny odruch. Miałem ochotę zabić Monteza, chciałem sprawić żeby cierpiał katusze…

- Kaspian? 

Miała słaby i zdenerwowany głos. Szybko do niej podszedłem i objąłem ramionami. Poczułem, że drży, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz i po chwili usłyszałem urwany szloch. Zagryzłem wargę, żeby nie krzyknąć.

Jak mogłem pozwolić żeby tak cierpiała? Czemu go nie powstrzymałem?

Mogłem od razu porozmawiać z Piotrem i zmienić nauczyciela. Nie musiałaby wtedy się z nim męczyć i znosić tych nachalnych i obleśnych spojrzeń. Nie doszło by do wydarzeń sprzed kilku dni, nie pogorszyłby jej się wzrok…

- Ciii… Już dobrze… Jestem przy tobie… Ciiii…

Nie wiem ile to trwało. Może dziesięć minut, może pół godziny… W końcu się uspokoiła i spojrzała na mnie zaszklonymi oczami. Zawsze zachwycał mnie niespotykany kolor jej tęczówek. Czysty, głęboki błękit, który powodował przyśpieszenie serca. Patrząc w jej oczy zatracałem się, jednak teraz… wydawały się zamglone, jakby pokryte mgłą.

Te płacz tak ją wymęczył, że nie była w stanie nawet ustać samodzielnie. Wziąłem ją na ręce i przeniosłem do łóżka. Przykryłem ją kocem i dopiero usiadłem tuż obok. 

- Nie powinnaś się przemęczać. – powiedziałem miękko i pogłaskałem jej policzek. Wtuliła twarz w moją dłoń.

- Przepraszam. To nie mój dzień.

- Nie da się ukryć. Jak twoje oczy?

- Bez zmian.- powiedziała grobowym tonem. Omiotłem spojrzeniem jej twarz. W oczy wyraźnie rzucał się zielono fioletowy policzek i pęknięta warga, a zwykle uśmiechnięte usta były wygięte w podkówkę. Gęste włosy utraciły połysk i zwisały jej długimi strągami po ramionach. 

- Nigdy sobie nie wybaczę, że pozwoliłem mu cię skrzywdzić. – szepnąłem cicho. Otworzyła usta, żeby zaprotestować, więc szybko ją pocałowałem. Jęknęła cicho, gdy pogłębiłem pocałunek. Przejechałem delikatnie językiem wzdłuż linii szczęki i poczułem, że mocniej mnie chwyciła. Po chwili otworzyła oczy i cicho parsknęła. Z radością obserwowałem delikatny rumieniec, który pojawił się na bladych dotychczas policzkach. 

________________________________
 Szybciej niż zamierzałam, ale to chyba dobrze, co? Wyszedł długi, chyba najdłuższy jaki kiedykolwiek napisałam.
 

3 komentarze:

  1. Faktycznie najdłuższy rozdział chyba ze wszystkich, co bardzo mi się podoba :)
    Rany, mam nadzieję, że Zuza nie straci wzroku. Co by to było, gdyby najlepsza łuczniczka Narnii nie widziała celu. Jeszcze bardzo ciekawi mnie uciekająca postać z poprzednich rozdziałów. Kim jest? Czego chce? Już się nie mogę doczekać odpowiedzi. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
    Buziaki ;*
    Katrin

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem długi, ale ja liczę na jeszcze dłuższe :D
    Spokój po burzy. Mimo, że akcja średnio idzie do przodu, to co do treści nie mam większych uwag. Jest fajnie.
    Jeden z niewielu ostatnio przeczytanych przeze mnie rozdziałów, w którym na koniec autor nie funduje stanu przedzawałowego i bezsenności ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ano długi wyszedł, długi. To bardzo dobrze!
    Oczywiście, że dobrze, że wcześniej dodany! Baaardzo dobrze, świetni wręcz :D Rozdział fajny, narazie spokojnie się zaczyna, ale coś czuję, że potem będzie mała rozruba hehe ;P
    Już się dzisiaj tak nie rozpisuję, spokojnie :)
    Pozdrawiam i wakacji życzę!

    OdpowiedzUsuń