piątek, 31 maja 2013

Rozdział XIII



Ogień w palenisku już dawno wygasł i było mi strasznie zimno. Starałam się nie szczękać zębami by nie obudzić Kaspiana. Mocniej zawinęłam się kocem, ale nie na wiele się to zdało.
- Śpisz? – usłyszałam cichy szept.
- Nie mogę, zimno tu.
Objął mnie ręką w pasie i gwałtownie przysunął do siebie. Zadrżałam.
- Mnie nie jest zimno, bo jestem przyzwyczajony do takiej temperatury. Podczas wyprawy często mamy gorsze warunki. Najgorzej jest zimą, wtedy staramy się zatrzymywać w jakiś wioskach, albo po prostu całą noc siedzimy przy ognisku.
Przylgnęłam do Kaspiana całym ciałem i rozkoszowałam się jego ciepłem. Poczułam gorący oddech na policzku a później na odsłoniętej szyi. Zaśmiałam się, czym zniszczyłam chwilę.
- Mam łaskotki. – wyjaśniłam.
- Warto zapamiętać. – rzekł z namysłem. Wolałam nie zastanawiać się, do czego potrzebna mu ta wiedza.
Położyłam się wygodniej na jego torsie i oddałam się w ramiona Morfeusza.

Obudziło mnie pianie koguta. Otworzyłam oczy patrząc prosto na otwarte już Kaspiana.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się lekko.
- Witaj, jak się spało?
- Dobrze, dziękuję. Byłeś dla mnie niczym przenośny grzejnik. – zaśmiałam się i pocałowałam go lekko w usta. Wymknął mu się jęk zawodu, gdy odsunęłam się po chwili i wstałam. – Musimy się zbierać, w zamku nie wiedzą co się z nami dzieje. – przypomniałam.
- Racja, ale zdają sobie sprawę, że ze mną nic ci nie grozi. Choć pewnie i tak dostaniesz wykład od Piotra. – dodał złośliwie. Rzuciłam w niego poduszką.
Wyszłam i udałam się na poszukiwanie babci. Znalazłam ją w jednej z izb, gdzie mieliła jakieś dziwne zioła.
- Jak wam minęła noc? – zapytała nie przerywając pracy.
- W porządku. Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. – powiedziałam siadając przy szerokim, drewnianym stole. Babcia usiadła naprzeciwko mnie. – Pewnie domyślasz się, że Piotr, Edmund i Łucja muszą się dowiedzieć o twojej obecności. – pokiwała kłową. – Pragnę też byś zamieszkała z nami w Ker-Paravelu. Co ty na to? – zapytałam bez ogródek, owijanie w bawełnę nie miało sensu.
W jej oczach zalśniły łzy. – Marzyłam o tym odkąd dowiedziałam się o waszej obecności.
Przytuliłam ją do siebie wdychając znajomy zapach. W takiej pozycji zastał nas Kaspian z miejsca domyślając się, że złożyłam już propozycję, o której rozmawialiśmy wczoraj.
- Wrócimy do zamku i powiadomię rodzeństwo o twoim istnieniu. Jutro po południu spodziewaj się powozu, który zabierze ciebie i twoje rzeczy. Do zobaczenia. – pożegnałam się i ruszyłam do wyjścia by jak najszybciej znaleźć się w domu.

Kaspian osiodłał nasze konie i po chwili gnaliśmy pędem przez pola i lasy. Aż dziwne, że pomimo chłodnej nocy dzień jest tak upalny. Rozkoszowałam się podróżą i szukałam sposobu na przekazanie rodzeństwu radosnej nowiny. Sama wciąż nie mogłam otrząsnąć się z szoku. 

W oddali dostrzegłam zamek i trzy postacie przy bramie. Mocniej śmignęłam klacz i po paru chwilach tonęłam w ich objęciach.
- Masz pojęcie jak się denerwowaliśmy?! – twarz Piotra wyrażała mieszankę wściekłości i radości. –Jak mogłaś tak po prostu zniknąć?!
- Piotruś, nie było mnie raptem dzień. Uspokój się. – powiedziałam spokojnie. – Musimy poważnie porozmawiać. Edmund i Łucja wymienili porozumiewawcze spojrzenia widząc, że Kaspian splótł swoją dłoń z moją. Zarumieniłam się lekko. – Nie Łucjo, to nie o to chodzi. 

Udaliśmy się do Zachodniej Sali by spokojnie porozmawiać. Usiadłam u szczytu stołu i zaczęłam od początku.
 Opowiedziałam, że razem z Kaspianem udaliśmy się na przejażdżkę i jak w drodze powrotnej zaskoczyła nas ulewa. Gdy wytłumaczyłam kim była kobieta, która ugościła nas zeszłej nocy, zamarli. Powtórzyłam im wszystko to co powiedziała mi babcia i to, co sama jej zaproponowałam.
- Skąd masz pewność, że to właśnie ona? Skąd wiesz, że nie zmyśliła tego wszystkiego? – zapytał Edmund zmęczonym głosem. Ich reakcja znacznie różniła się od mojej, ale specjalnie mnie to nie zdziwiło. O dziwo, z pomocą przyszła mi Łucja.
- Jak możesz, Edmundzie! Nie sądzisz chyba, że Zuzanna dałaby się nabrać na jakąś kiepską sztuczkę. Kiedy Anna będzie w zamku? – zwróciła się do mnie.
Posłałam jej wdzięczny uśmiech. – Jutro po południu przywiozą wszystkie jej rzeczy, więc chyba powinniśmy spodziewać się jej przed jutrzejszym wieczorem.
- Doskonale! Przygotuję dla niej komnatę. – pędem ruszyła do wyjścia.
Piotr wydawał się rozdarty pomiędzy tym co dyktował mu rozum a tym co mówiło serce. Trudno mu się dziwić. Przez cały czas próbował pogodzić oba głosy by stać się jak najlepszym władcą.
- Skoro jesteś pewna… Niech i tak się stanie. – powiedział a jego twarz rozjaśnił radosny uśmiech.
- Jak zobaczę to uwierzę. – powiedział Edmund, ale przestał rzucać mi świdrujące spojrzenie.
Oboje opuścili salę udając się zapewne do kabinetu Piotra by jeszcze raz wszystko przedyskutować. Westchnęłam ciężko i schowałam twarz w dłoniach. Kaspian patrzył na mnie zatroskany, ale nic nie mówił. Wiedział, że musiałam sama się z tym zmierzyć.
- Przyjęli to lepiej niż przypuszczałam. – uśmiechnęłam się blado i wstałam od stołu. Również się podniósł i rozłożył ramiona w zapraszającym geście. Podeszłam bez wahania i wtuliłam się w niego.
- Będzie dobrze. – zapewnił mnie.

„Mam nadzieję” – pomyślałam.

 

Wybiła siedemnasta i usłyszeliśmy nadjeżdżający powóz.
Łucja gwałtownie podniosła się z krzesła i zaczęła wygładzać fałdy sukienki. Ubrała najlepszą szatę, jaka znajdowała się w jej garderobie. Jasnozielona sukienka spływała delikatnymi kaskadami ku ziemi.
Piotr nerwowo przechadzał się po Wielkiej Sali, a Edmund po prostu stał wpatrzony w krajobraz za oknem. Nie pamiętałam kiedy się tak zachowywał; nie rzucał żadnych kąśliwych uwag, czy ponurego spojrzenia.
Ja sama siedziałam przy stole, a moje spojrzenie wędrowało po każdym z rodzeństwa po kolei. Kaspian trzymał mnie za rękę, chcąc dodać mi odwagi. Pomogło.
- Gość przybył, wasza wysokość. – oznajmił Martin.
 Stanęliśmy obok siebie i z dumnie podniesioną głową czekaliśmy na Annę.

Gdy wchodziła przez wielkie drzwi dostrzegłam na jej twarzy zakłopotanie i zagubienie. Widać było jak na dłoni, że nie czuła się komfortowo. Gdy tylko mnie ujrzała uśmiechnęła się promiennie.
- Witajcie kochani. – powiedziała ciepło.
Wiedziałam co czuło moje rodzeństwo. Uświadomili sobie, że osoba stojąca przed nami jest ostatnią cząstką rodziców. Uwierzyli, że jest prawdziwa, że nie kłamałam i nie myliłam się.
- Babcia? – zapytała Łucja ze łzami w oczach i rzuciła się w ramiona starszej kobiety. Ta objęła ją mocno i pogłaskała czule po głowie.
- Jestem tutaj, mój mały pączusiu.
Tylko ona nazywała ją pączusiem. Wzruszenie ścisnęło mnie za gardło.
Piotr i Edmund także podeszli i przytulili się do niej. Zauważyłam na ich policzkach ślady łez, które spływały nieprzerwanym potokiem.
Nie wytrzymałam i kilka samotnych łez stoczyło się po moim policzku. Pozwoliłam im swobodnie spływać, bo wiedziałam, że są to łzy szczęścia.
______________________

Po wielu poprawkach, na blogu w końcu zawitał rozdział XIII :-) Wiecznie coś poprawiałam, wykreślałam, dodawałam... ale udało się. Rozdział kolejny już się pisze, jednak nie spodziewajcie się go prędzej niż w okolicach 14 czerwca ... chyba, że wyrobię się wcześniej.
Pragnę również powitać nową czytelniczkę - EudyptulaMinor. ~ ten rozdział dedykuję właśnie tobie ;*

Do tego blog dorobił się 3 czytelniczek, bardzo wam dziękuję !!!

Buziaki :*

Galaretka

poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział XII



Przechadzaliśmy się brzegiem morza mocząc stopy w wodzie. Było jeszcze ciepło a do zachodu słońca zostało nam trochę czasu.
- Chłopcy zawsze próbowali wyciągnąć mnie nad jezioro, żeby nauczyć mnie pływać. – parsknęłam śmiechem wspominając.
- Nie umiesz pływać? – zapytał zdziwiony.
- Nie. Boję się wody. – przyznałam.
Niespodziewanie wziął mnie na ręce jakbym ważyła tyle co piórko i zaczął wchodzić coraz głębiej.
- O nie, nie, nie! – zawołałam. – Kaspianie, błagam cię! – krzyknęłam widząc, że stoi prawie po pas w wodzie.
- Nie bój się. Ze mną nic ci nie grozi. – powiedział spokojnie, ale na jego ustach błąkał się uśmiech. – Dzisiaj nie wrzucę cię do wody, bo nie masz nic na przebranie, a nie chcę byś znów była chora. Ale szykuj się na jutro. – dodał. Nie mogąc się powstrzymać wybuchnął rozbrajającym śmiechem.
Niestety pomimo jego starać nie mogłam pozbyć się strachu i tylko mocniej się go trzymałam. Westchnął i zaczął iść w kierunku brzegu. Im był bliżej tym bardziej się rozluźniałam. Postawił mnie na plaży. Spojrzałam na niego groźnie i pacnęłam w ramię.
- Hej! A to za co? – zapytał ze śmiechem.
- Nie naciskaj na mnie. Powiedziałam ci, że się boję i nie chcę.
- Kiedyś pewien mądry człowiek powiedział, że nie ma odwagi bez strachu. Musisz mi tylko zaufać i nie bać się. Gdy to zrobisz, będzie dużo prościej. – szepnął przybliżając się.
Patrzył na mnie z uczuciem i jakby szukając przyzwolenia.
- Nie bój się. – szepnął jeszcze za nim pochylił się i złożył na moich ustach pocałunek.
Z początku jedynie musnęliśmy się delikatnie wargami. Położył ręce na mojej tali i przycisnął do siebie, a ja objęłam go za szyję. Jego usta były słodkie i delikatne, zapach mnie zniewalał.
Ta chwila mogła trwać wiecznie.
W końcu oderwaliśmy się od siebie by zaczerpnąć powietrza. Chwycił moją twarz w dłonie i pocałował mnie jeszcze raz. To był króciutki, ale najsłodszy pocałunek na świecie.
Mocniejszy podmuch wiatru trochę mnie ocudził. Spojrzałam na zachodzące słońce i uśmiechnęłam się szeroko. Zadrżałam lekko z zimna. Kaspian od razu to zauważył, bo objął mnie od tyłu ramionami. Wtuliłam twarz w jego szyję i czułam się najszczęśliwszą istotą na ziemi. Zdałam sobie sprawę, że odnalazłam swoje „JA”, znalazłam swoje miejsce. Tutaj pasowałam. Tutaj mogłam być naprawdę szczęśliwa.
Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, ale żadne z nas nie zauważyło oddalającej się pospiesznie postaci.

- Musimy wracać. – powiedziałam zrezygnowanym tonem. Słońce już dawno zaszło, a my byliśmy spory kawałek od zamku.
- Niestety muszę przyznać ci rację. Pięknie tutaj. Ale jutro wrócimy i zaczniemy uczyć cię pływać. – uśmiechnął się i pocałował mnie namiętnie, bo otwierałam usta by zaprotestować.
- Nie licz, że przestanę bać się wody.
- A to się jeszcze okaże, moja droga. – był tak pewny siebie, że nie sposób było zaprzeczyć.
Pędem ruszyliśmy do Ker-Paravelu.
W drodze powrotnej złapała nas potężna ulewa. Dalsza podróż nie była możliwa, więc musieliśmy zatrzymać się u miejscowych. Chodziliśmy od chaty do chaty, jednak nikt nam nie otwierał. Byliśmy przemoczeni i zmarznięci. W końcu w jednym z ostatnich domostw zostaliśmy wpuszczeni do środka.
- Witaj pani. Czy moglibyśmy zatrzymać się na noc? Na zewnątrz szaleje wichura, jest ulewa i zapada zmrok. Zapewniam, że nie sprawimy kłopotu. - zapytał Kaspian bardzo uprzejmie nie zdradzając naszej tożsamości.
- Ależ oczywiście! Jakże mogłabym odmówić wam schronienia w taką pogodę. Zapraszam, wejdźcie. Mieszkam sama, ale znajdzie się dla was miejsce. Musicie się wysuszyć. Na Aslana, jesteście cali mokrzy! – lamentowała staruszka. Była to kobieta w podeszłym wieku. Siwe włosy nadawały jej ostrości, którą totalnie burzyły wesołe ogniki w błękitnych oczach i przyjazny uśmiech. Jej oczy. Były tak podobne do oczu mamy… Ta kobieta niesamowicie kogoś mi przypominała. Te charakterystyczne ruchy i znajomy uśmiech. Nie potrafiłam sobie przypomnieć.
- Mówcie mi Anna. – rzekła po chwili. Prowadziła nas przez krótki korytarz, w głąb budynku.  Anna, tak miała na imię moja zmarła babcia. Zatrzymałam się gwałtownie. Kaspian spojrzał na mnie zdziwiony.
- Przepraszam, - zwróciłam się do kobiety. – ale kogoś mi pani przypomina. Podobieństwo jest uderzające. – byłam w szoku. Jak to możliwe?!
- W rzeczy samej, kochana. – obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem i spłynęło na mnie zrozumienie. Tylko ona tak potrafiła, to było zarezerwowane tylko dla niej. To była ONA.
Rzuciłam się w jej ramiona i zaczęłam szlochać. Nie wiedziałam, czy to ze szczęścia, tęsknoty, czy po prostu z nadmiaru emocji. Moja kochana babunia, namiastka byłego domu, istniała w tym świecie. Przytuliłam ją jeszcze mocniej by upewnić się, że jest prawdziwa.
- Nie ma sensu płakać kochanie. – pogłaskała mnie czule po głowie i starła z mojej twarzy ściekające łzy. – Wszystko ci wyjaśnię. Chodźcie.
Weszliśmy do przytulnego pomieszczenia z paleniskiem, na którym paliło się ognisko. Usiedliśmy na szerokim posłaniu i czekaliśmy w ciszy. Wrzuciła do garnuszka garść ziół, zalała go wrzącą wodą i dopiero wtedy przed nami usiadła.
- Musisz wiedzieć, że nie byliście pierwszymi ludźmi w Narnii. Działo się to jeszcze przed samym stworzeniem, dokładnie rok przed narodzinami Aslana. Tak Zuzanno, byłam przy jego narodzinach, a do Narnii sprowadził mnie sam Cerpos, władca zza morza. Byłam wtedy niezdarną trzynastolatką, która nie potrafiła się odnaleźć, zgrać ze społeczeństwem. Bardzo dużo czytałam i uwielbiałam pisać. Stworzyłam w wyobraźni świat równoległy do rzeczywistego i często do niego uciekałam. Jak się później okazało, kraina w mojej głowie nie była wymyślona przeze mnie. Ona istniała sama w sobie i tylko nieliczni mieli do niej dostęp. Moja pierwsza przygoda była podobna do waszej. Dobro musiało pokonać zło. Złożono ofiarę, odzyskano stracone. Jednak ja nie mogłam zostać w Narnii. Nie zdążyłam pożegnać się z przyjaciółmi, wiele tutaj zostawiłam i nie wiedziałam czy kiedykolwiek wrócę. Wróciłam po pięciu latach i odzyskałam wszystko, co zostawiłam. Tym razem dostałam szansę wyboru. To był naprawdę trudny wybór. Z jednej strony miałam twojego dziadka, który był dawał mi poczucie bezpieczeństwa i ustatkowania, a z drugiej strony pierwsza miłość mojego życia, Henry. Przy nim mogłam wieść beztroskie życie. Postanowiłam wrócić do Angli. Pomimo wielkiej miłości jaką wszystkich tutaj darzyłam zrezygnowałam z tego. Zrezygnowałam dla twojej mamy, która miała niebawem przyjść na świat. Tak, byłam w ciąży i to zaważyło. Po śmierci niespodziewanie znalazłam się na Górze Gertrudy, tam gdzie niegdyś znajdował się mój dom. Aslan uświadomił mi, że dostałam szansę na kolejne życie. Mogłam zacząć wszystko od nowa. Jednak przez cały czas miałam wgląd w to co się z wami dzieje, kochanie. Czuwałam nad wami i starałam się uchronić was od większych niebezpieczeństw.
- Byłaś przy nas przez cały ten czas? – zapytałam drżącym głosem.
- Oczywiście. – zapewniła mnie ciepło. – Późno już. Czy moglibyście spać we dwoje na tym posłaniu? Kaspian może spać w stajni, ale w nocy jest tam bardzo zimno.
Spojrzał na mnie niepewnie, więc skinęłam głową.
- Nie, nie będzie problemu.
- A zatem, dobranoc. – pocałował mnie w czoło i wyszła zabierając ze sobą świecę.
Zadrżałam z zimna a ciałem wstrząsnął mi szloch. Kaspian w mgnieniu oka zgarnął mnie w swoje ramiona i mocno przytulił. Zagryzłam wargi, żeby nie zacząć głośno płakać. Powoli zaczęłam normalnie oddychać i uspokoiłam się.
- Tak sobie myślę... Może Anna mogłaby zamieszkać z nami w Ker-Paravelu? Jeśli chcesz oczywiście. – zaproponował. Odgarnął mi z twarzy zbłąkany kosmyk uśmiechając się lekko. Miałam ogromne szczęście, że był przy mnie.
- Kocham cię. – powiedziałam szybciej niż pomyślałam, ale byłam pewna. Teraz byłam pewna.
Na jego twarzy ukazał się szeroki uśmiech, szczęście wprost z niego emanowało. Patrzył na mnie wzrokiem pełnym miłości. Poczułam na ustach dotyk gorących warg. Objęłam Kaspiana za szyję i przyciągnęłam bliżej siebie. Wplotłam mu palce we włosy, a on objął moją talię. Kręciło mi się w głowie, drżałam z ekscytacji na całym ciele.
Delikatnie przerwał pocałunek i powiedział: - Ja ciebie też, odkąd się poznaliśmy. 
__________________
 Trochę dłuższy niż poprzedni ;-)
Kolejny w piątek. 

;**

niedziela, 26 maja 2013

Liebster Blog Award i Versatile Blogger Award

Zostałam nominowana do Liebster Blog Award i Versatile Blogger Award przez Katrin z bloga http://magiczna-narnia.blogspot.com/. Dzięki kochana ;*
W zasadzie to jestem w szoku, że zostałam nominowana. Mam taki zaciesz i naszła mnie taka wena, że nie nadążam pisać.


Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za " Dobrze Wykonaną Robotę ".

Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia.

 Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby,która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz max 11 blogów ( informujesz ich o tym ) i zadajesz im 11 pytań.

Nie wolno nominować bloga , który Ciebie nominował.

 
Należy:
• podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu
• pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu
• ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie lub odpowiedzieć na pytania nominującego
• nominować max 11 blogów, które jego zdaniem na to zasługują
• poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów
Moje odpowiedzi:
 1. Ile masz lat?
   - 16.
2.Co lubisz robić w wolnym czasie?
  - Czytać, jeździć na rowerze, rolkach, urządzać imprezy.
3.Masz zwierzaka?
   - Psa i rybki.
4.Jakiej muzyki słuchasz?
   - Każdej po trochu.
5.Twój ulubiony zespół?
   - One direction.
6. Jaki chcesz mieć w przyszłości zawód?
  - Pilot.
7.Twój ulubiony kolor?
  - Zielony, niebieski, biały.
8.Czego nienawidzisz w ludziach?
  - Dwulicowości, nieszczerości i pozerstwa.
9.Twój idealny przyjaciel?
  - Mam kilka, które bardzo cenię ;) Żadna z nas nie jest jednak idealna. Można by powiedzieć, że "nadrabiamy sobą".10.Ulubiony przedmiot?
  - Zdecydowanie matematyka i angielski.
11.Czego nie lubisz w sobie?
   - Tego, że za bardzo angażuję się uczuciowo. Jak coś się skończy to przez długi czas nie potrafię się pozbierać. Mam problem wyrzucić jakąś rzecz, bo przecież posiadam z nią jakieś wspomnienia. No i za bardzo ufam ludziom. Tyle razy dostałam za to po tyłku i niczego się nie nauczyłam. Cóż, tak bywa ;-)
Nominuję:
 Pytania:
1. Ulubione opowiadanie?
2. Plany na przyszłość?
3. Wiek?
4. Pasja?
5. Ulubiona książka?
6. Twoje najmocniejsze cechy?
7. Co motywuje cie do pisania?
8. Ulubiona piosenka?
9. Cecha, którą lubisz w sobie najmniej i dlaczego?
10. Cechy, które cenisz u innych?
11. Czego nie znosisz w innych?

sobota, 18 maja 2013

Rozdział XI



Wzięłam krótką, ale odprężającą kąpiel. Owinięta w ręcznik wyszłam z wanny podchodząc do komody.


- Już wybrałam dla ciebie strój. – usłyszałam za sobą.


Podskoczyłam przestraszona i uderzyłam się w kolano. – Na Aslana, Łucjo! Błagam nie strasz mnie tak! – serce biło mi jak szalone.


Jedynie przewróciła oczami.


Przyjrzałam się ubraniu, które dla mnie wybrała. Czarne, skórzane spodnie z pewnością były dobrze dopasowane, biała wiązana koszula z lekkim wcięciem, wysokie buty do jazdy konnej. 


- Masz gust, kochana. – przyznałam ze śmiechem i zaczęłam się przebierać.


- Nie da się ukryć. Próbuję unowocześnić dzisiejszą modę. Owszem, w sukniach wyglądamy olśniewająco, ale czasami brakuje mi zwykłych spodni i luźnej bluzki. No pokaż się.


Wyszłam zza parawanu i obróciłam się wokół własnej osi. Zostałam nagrodzona oklaskami.


- Prześlicznie. Musimy jeszcze coś zrobić z twoimi włosami.


- To ma być przejażdżka konna, a nie bal. – zaprotestowałam. – Nie ma mowy. Zostawię je rozpuszczone. – udało mi się powiedzieć to stanowczo.


Wzięłam ze sobą jeszcze peleryną i ruszyłam do gabinetu Kaspiana. Zapukałam delikatnie i usłyszałam:


- Wejdź, proszę.


Siedział przy biurku i coś szybko pisał.


- Jeśli jesteś zajęty to możemy to przełożyć. – zaproponowałam. 


Spojrzał na mnie ze śmiechem. – Nie, w porządku. Muszę tylko zaadresować te listy. Posłowie, największa zmora wojny.


Usiadałam w fotelu naprzeciw niego przyglądając mu się z zaciekawieniem. Nigdy nie skarżył się na obowiązki króla, nigdy nawet nie marudził!

Skończył w przeciągu dziesięciu minut zbierając w pośpiechu stos listów. Było ich zbyt wiele, więc część wylądowała na podłodze. Zaśmiałam się cicho i pomogłam mu je pozbierać.


- Daj, pomogę ci.


- Dziękuję. – wyczułam ulgę w jego głosie.


Przewiesiłam pelerynę przez ramię i poszłam za nim.


- Martin, jeszcze dziś wyślij proszę gońca z tymi listami. To niezwykle ważne by dostali je dzisiaj. – powiedział.


- Oczywiście Wasza wysokość.



W milczeniu doszliśmy do stajni, ale nie była to bynajmniej krępująca cisza. Zauważyłam, że Kaspian już wcześniej kazał przygotować konie. Stajenny przyprowadził moją brązową klacz i czarnego, potężnego królewskiego ogiera. Uwiązałam pelerynę w siodle i dosiadłam Kasztanki. Całe szczęście, że miałam na sobie spodnie i mogłam usiąść na niej okrakiem, damskim stylem daleko bym nie dojechała.



Gnaliśmy razem przez pola i łąki. Nic się dla nas nie liczyło, nic nie było ważniejsze niż przejażdżka. Czułam jak wiatr szarpie mi włosy, a także spojrzenie jakim obdarzał mnie Kaspian sprawiało, że robiło mi się gorąco. Przystanęliśmy, gdy dotarliśmy do plaży. Zeskoczyłam z konia i podeszłam do jedynego rosnącego tam drzewa. Usiadłam na jego ogromnych korzeniach i przyglądałam się z zachwytem rozciągającemu się krajobrazowi. Kaspian również usiadł obok mnie. 


- Gratuluję wygranego pojedynku. – powiedział zapatrzony w bezkresny ocean.


- Dziękuję, pomimo że i tak jestem beznadziejna. Miałam dziś więcej szczęścia niżby się wydawało. – zaśmiałam się.


- Być może. Mogę zapytać, o jakich lekcjach samoobrony mówiłaś?


Westchnęłam ciężko, nie wiedzący od czego zacząć. Nie naciskał, po prostu cierpliwie czekał i uważnie mi się przypatrywał.


- W naszych czasach toczy się wojna, więc dużo rodzin jest rozbitych. Nie mamy kontaktów z rodzicami, którzy wysłali nas na wieś by zapewnić nam bezpieczeństwo. Niestety większość szkół została przejęta przez dyktaturę. Było naprawdę ciężko. – spojrzałam na niego z bólem w oczach. – Nawet najdrobniejsze przewinienie, najmniejsze nieposłuszeństwo było srogo karane. Każdy tak samo. – zadrżał mi głos. Przymknęłam oczy powstrzymując łzy i wzięłam głęboki oddech. – Strażnik nas nienawidził i często się znęcał. Drażniło go, że nasze rodzeństwo zawsze stawało w obronie drugiego. W dodatku niektórzy chłopcy w szkole biorą z niego przykład. Wiele razy zdarzyło się, że gdyby nie Piotr lub Edmund… - nie zdołałam skończyć, po policzkach spływały mi łzy. – Dlatego właśnie zaczęłam chodzić na dodatkowe lekcje samoobrony. Oczywiście nadal byłam od nich słabsza, ale przynajmniej mogłam się jakoś obronić.


Na samo wspomnienie aż się skuliłam. Nagle poczułam obejmujące mnie silne ramiona Kaspiana. Wtuliłam się w niego i wybuchnęłam płaczem. Był pierwszą osobą, której o tym powiedziałam. Pogłaskał mnie po głowie i zaczął uspokajać. Po paru minutach zebrałam się w sobie na tyle by przestać płakać. Odsunął się i chwycił moją twarz w dłonie. 


- Przyrzekam, że nie dopuszczę by stała ci się krzywda. – powiedział głosem pełnym powagi. Spoglądał mi głęboko w oczy, utonęłam w jego spojrzeniu.

__________________

Właśnie skończyłam pisać to-to i postanowiłam dodać już dzisiaj ;-)
Mówią, że aby komuś spodobała się nasza praca, musimy sami ją doceniać. Ten rozdział naprawdę mi się podoba. Znajoma powiedziała mi, że mój styl pisania jest istną katorgą, bo w każdym rozdziale opisuję jedno wydarzenie, bo według niej, nie potrafię ciągnąć akcji.
Ile w tym prawdy? Same oceńcie.