Ogień w palenisku już dawno wygasł i było mi strasznie
zimno. Starałam się nie szczękać zębami by nie obudzić Kaspiana. Mocniej
zawinęłam się kocem, ale nie na wiele się to zdało.
- Śpisz? – usłyszałam cichy szept.
- Nie mogę, zimno tu.
Objął mnie ręką w pasie i gwałtownie przysunął do siebie. Zadrżałam.
- Mnie nie jest zimno, bo jestem przyzwyczajony do takiej
temperatury. Podczas wyprawy często mamy gorsze warunki. Najgorzej jest zimą,
wtedy staramy się zatrzymywać w jakiś wioskach, albo po prostu całą noc
siedzimy przy ognisku.
Przylgnęłam do Kaspiana całym ciałem i rozkoszowałam się
jego ciepłem. Poczułam gorący oddech na policzku a później na odsłoniętej szyi.
Zaśmiałam się, czym zniszczyłam chwilę.
- Mam łaskotki. – wyjaśniłam.
- Warto zapamiętać. – rzekł z namysłem. Wolałam nie
zastanawiać się, do czego potrzebna mu ta wiedza.
Położyłam się wygodniej na jego torsie i oddałam się w
ramiona Morfeusza.
Obudziło mnie pianie koguta. Otworzyłam oczy patrząc prosto
na otwarte już Kaspiana.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się lekko.
- Witaj, jak się spało?
- Dobrze, dziękuję. Byłeś dla mnie niczym przenośny
grzejnik. – zaśmiałam się i pocałowałam go lekko w usta. Wymknął mu się jęk
zawodu, gdy odsunęłam się po chwili i wstałam. – Musimy się zbierać, w zamku
nie wiedzą co się z nami dzieje. – przypomniałam.
- Racja, ale zdają sobie sprawę, że ze mną nic ci nie grozi.
Choć pewnie i tak dostaniesz wykład od Piotra. – dodał złośliwie. Rzuciłam w
niego poduszką.
Wyszłam i udałam się na poszukiwanie babci. Znalazłam ją w
jednej z izb, gdzie mieliła jakieś dziwne zioła.
- Jak wam minęła noc? – zapytała nie przerywając pracy.
- W porządku. Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. –
powiedziałam siadając przy szerokim, drewnianym stole. Babcia usiadła
naprzeciwko mnie. – Pewnie domyślasz się, że Piotr, Edmund i Łucja muszą się
dowiedzieć o twojej obecności. – pokiwała kłową. – Pragnę też byś zamieszkała z
nami w Ker-Paravelu. Co ty na to? – zapytałam bez ogródek, owijanie w bawełnę
nie miało sensu.
W jej oczach zalśniły łzy. – Marzyłam o tym odkąd
dowiedziałam się o waszej obecności.
Przytuliłam ją do siebie wdychając znajomy zapach. W takiej
pozycji zastał nas Kaspian z miejsca domyślając się, że złożyłam już
propozycję, o której rozmawialiśmy wczoraj.
- Wrócimy do zamku i powiadomię rodzeństwo o twoim
istnieniu. Jutro po południu spodziewaj się powozu, który zabierze ciebie i
twoje rzeczy. Do zobaczenia. – pożegnałam się i ruszyłam do wyjścia by jak
najszybciej znaleźć się w domu.
Kaspian osiodłał nasze konie i po chwili gnaliśmy pędem przez
pola i lasy. Aż dziwne, że pomimo chłodnej nocy dzień jest tak upalny.
Rozkoszowałam się podróżą i szukałam sposobu na przekazanie rodzeństwu radosnej
nowiny. Sama wciąż nie mogłam otrząsnąć się z szoku.
W oddali dostrzegłam zamek i trzy postacie przy bramie.
Mocniej śmignęłam klacz i po paru chwilach tonęłam w ich objęciach.
- Masz pojęcie jak się denerwowaliśmy?! – twarz Piotra
wyrażała mieszankę wściekłości i radości. –Jak mogłaś tak po prostu zniknąć?!
- Piotruś, nie było mnie raptem dzień. Uspokój się. –
powiedziałam spokojnie. – Musimy poważnie porozmawiać. Edmund i Łucja wymienili
porozumiewawcze spojrzenia widząc, że Kaspian splótł swoją dłoń z moją.
Zarumieniłam się lekko. – Nie Łucjo, to nie o to chodzi.
Udaliśmy się do Zachodniej Sali by spokojnie porozmawiać.
Usiadłam u szczytu stołu i zaczęłam od początku.
Opowiedziałam, że razem z
Kaspianem udaliśmy się na przejażdżkę i jak w drodze powrotnej zaskoczyła nas
ulewa. Gdy wytłumaczyłam kim była kobieta, która ugościła nas zeszłej nocy,
zamarli. Powtórzyłam im wszystko to co powiedziała mi babcia i to, co sama jej
zaproponowałam.
- Skąd masz pewność, że to właśnie ona? Skąd wiesz, że nie
zmyśliła tego wszystkiego? – zapytał Edmund zmęczonym głosem. Ich reakcja
znacznie różniła się od mojej, ale specjalnie mnie to nie zdziwiło. O dziwo, z
pomocą przyszła mi Łucja.
- Jak możesz, Edmundzie! Nie sądzisz chyba, że Zuzanna
dałaby się nabrać na jakąś kiepską sztuczkę. Kiedy Anna będzie w zamku? –
zwróciła się do mnie.
Posłałam jej wdzięczny uśmiech. – Jutro po południu
przywiozą wszystkie jej rzeczy, więc chyba powinniśmy spodziewać się jej przed
jutrzejszym wieczorem.
- Doskonale! Przygotuję dla niej komnatę. – pędem ruszyła do
wyjścia.
Piotr wydawał się rozdarty pomiędzy tym co dyktował mu rozum
a tym co mówiło serce. Trudno mu się dziwić. Przez cały czas próbował pogodzić
oba głosy by stać się jak najlepszym władcą.
- Skoro jesteś pewna… Niech i tak się stanie. – powiedział a
jego twarz rozjaśnił radosny uśmiech.
- Jak zobaczę to uwierzę. – powiedział Edmund, ale przestał
rzucać mi świdrujące spojrzenie.
Oboje opuścili salę udając się zapewne do kabinetu Piotra by
jeszcze raz wszystko przedyskutować. Westchnęłam ciężko i schowałam twarz w
dłoniach. Kaspian patrzył na mnie zatroskany, ale nic nie mówił. Wiedział, że
musiałam sama się z tym zmierzyć.
- Przyjęli to lepiej niż przypuszczałam. – uśmiechnęłam się
blado i wstałam od stołu. Również się podniósł i rozłożył ramiona w
zapraszającym geście. Podeszłam bez wahania i wtuliłam się w niego.
- Będzie dobrze. – zapewnił mnie.
„Mam nadzieję” –
pomyślałam.
Wybiła siedemnasta i usłyszeliśmy nadjeżdżający powóz.
Łucja gwałtownie podniosła się z krzesła i zaczęła wygładzać fałdy sukienki. Ubrała najlepszą szatę, jaka znajdowała się w jej garderobie. Jasnozielona sukienka spływała delikatnymi kaskadami ku ziemi.
Łucja gwałtownie podniosła się z krzesła i zaczęła wygładzać fałdy sukienki. Ubrała najlepszą szatę, jaka znajdowała się w jej garderobie. Jasnozielona sukienka spływała delikatnymi kaskadami ku ziemi.
Piotr nerwowo przechadzał się po Wielkiej Sali, a Edmund po
prostu stał wpatrzony w krajobraz za oknem. Nie pamiętałam kiedy się tak
zachowywał; nie rzucał żadnych kąśliwych uwag, czy ponurego spojrzenia.
Ja sama siedziałam przy stole, a moje spojrzenie wędrowało
po każdym z rodzeństwa po kolei. Kaspian trzymał mnie za rękę, chcąc dodać mi
odwagi. Pomogło.
- Gość przybył, wasza wysokość. – oznajmił Martin.
Stanęliśmy obok siebie i z dumnie podniesioną głową
czekaliśmy na Annę.
Gdy wchodziła przez wielkie drzwi dostrzegłam na jej twarzy zakłopotanie i
zagubienie. Widać było jak na dłoni, że nie czuła się komfortowo. Gdy tylko
mnie ujrzała uśmiechnęła się promiennie.
- Witajcie kochani. – powiedziała ciepło.
Wiedziałam co czuło moje rodzeństwo. Uświadomili sobie, że
osoba stojąca przed nami jest ostatnią cząstką rodziców. Uwierzyli, że jest
prawdziwa, że nie kłamałam i nie myliłam się.
- Babcia? – zapytała Łucja ze łzami w oczach i rzuciła się w
ramiona starszej kobiety. Ta objęła ją mocno i pogłaskała czule po głowie.
- Jestem tutaj, mój mały pączusiu.
Tylko ona nazywała ją pączusiem.
Wzruszenie ścisnęło mnie za gardło.
Piotr i Edmund także podeszli i przytulili się do niej.
Zauważyłam na ich policzkach ślady łez, które spływały nieprzerwanym potokiem.
Nie wytrzymałam i kilka samotnych łez stoczyło się po moim
policzku. Pozwoliłam im swobodnie spływać, bo wiedziałam, że są to łzy
szczęścia.
______________________
Po wielu poprawkach, na blogu w końcu zawitał rozdział XIII :-) Wiecznie coś poprawiałam, wykreślałam, dodawałam... ale udało się. Rozdział kolejny już się pisze, jednak nie spodziewajcie się go prędzej niż w okolicach 14 czerwca ... chyba, że wyrobię się wcześniej.
Po wielu poprawkach, na blogu w końcu zawitał rozdział XIII :-) Wiecznie coś poprawiałam, wykreślałam, dodawałam... ale udało się. Rozdział kolejny już się pisze, jednak nie spodziewajcie się go prędzej niż w okolicach 14 czerwca ... chyba, że wyrobię się wcześniej.
Pragnę również powitać nową czytelniczkę - EudyptulaMinor. ~ ten rozdział dedykuję właśnie tobie ;*
Do tego blog dorobił się 3 czytelniczek, bardzo wam dziękuję !!!
Buziaki :*
Galaretka
Do tego blog dorobił się 3 czytelniczek, bardzo wam dziękuję !!!
Buziaki :*
Galaretka