sobota, 18 maja 2013

Rozdział XI



Wzięłam krótką, ale odprężającą kąpiel. Owinięta w ręcznik wyszłam z wanny podchodząc do komody.


- Już wybrałam dla ciebie strój. – usłyszałam za sobą.


Podskoczyłam przestraszona i uderzyłam się w kolano. – Na Aslana, Łucjo! Błagam nie strasz mnie tak! – serce biło mi jak szalone.


Jedynie przewróciła oczami.


Przyjrzałam się ubraniu, które dla mnie wybrała. Czarne, skórzane spodnie z pewnością były dobrze dopasowane, biała wiązana koszula z lekkim wcięciem, wysokie buty do jazdy konnej. 


- Masz gust, kochana. – przyznałam ze śmiechem i zaczęłam się przebierać.


- Nie da się ukryć. Próbuję unowocześnić dzisiejszą modę. Owszem, w sukniach wyglądamy olśniewająco, ale czasami brakuje mi zwykłych spodni i luźnej bluzki. No pokaż się.


Wyszłam zza parawanu i obróciłam się wokół własnej osi. Zostałam nagrodzona oklaskami.


- Prześlicznie. Musimy jeszcze coś zrobić z twoimi włosami.


- To ma być przejażdżka konna, a nie bal. – zaprotestowałam. – Nie ma mowy. Zostawię je rozpuszczone. – udało mi się powiedzieć to stanowczo.


Wzięłam ze sobą jeszcze peleryną i ruszyłam do gabinetu Kaspiana. Zapukałam delikatnie i usłyszałam:


- Wejdź, proszę.


Siedział przy biurku i coś szybko pisał.


- Jeśli jesteś zajęty to możemy to przełożyć. – zaproponowałam. 


Spojrzał na mnie ze śmiechem. – Nie, w porządku. Muszę tylko zaadresować te listy. Posłowie, największa zmora wojny.


Usiadałam w fotelu naprzeciw niego przyglądając mu się z zaciekawieniem. Nigdy nie skarżył się na obowiązki króla, nigdy nawet nie marudził!

Skończył w przeciągu dziesięciu minut zbierając w pośpiechu stos listów. Było ich zbyt wiele, więc część wylądowała na podłodze. Zaśmiałam się cicho i pomogłam mu je pozbierać.


- Daj, pomogę ci.


- Dziękuję. – wyczułam ulgę w jego głosie.


Przewiesiłam pelerynę przez ramię i poszłam za nim.


- Martin, jeszcze dziś wyślij proszę gońca z tymi listami. To niezwykle ważne by dostali je dzisiaj. – powiedział.


- Oczywiście Wasza wysokość.



W milczeniu doszliśmy do stajni, ale nie była to bynajmniej krępująca cisza. Zauważyłam, że Kaspian już wcześniej kazał przygotować konie. Stajenny przyprowadził moją brązową klacz i czarnego, potężnego królewskiego ogiera. Uwiązałam pelerynę w siodle i dosiadłam Kasztanki. Całe szczęście, że miałam na sobie spodnie i mogłam usiąść na niej okrakiem, damskim stylem daleko bym nie dojechała.



Gnaliśmy razem przez pola i łąki. Nic się dla nas nie liczyło, nic nie było ważniejsze niż przejażdżka. Czułam jak wiatr szarpie mi włosy, a także spojrzenie jakim obdarzał mnie Kaspian sprawiało, że robiło mi się gorąco. Przystanęliśmy, gdy dotarliśmy do plaży. Zeskoczyłam z konia i podeszłam do jedynego rosnącego tam drzewa. Usiadłam na jego ogromnych korzeniach i przyglądałam się z zachwytem rozciągającemu się krajobrazowi. Kaspian również usiadł obok mnie. 


- Gratuluję wygranego pojedynku. – powiedział zapatrzony w bezkresny ocean.


- Dziękuję, pomimo że i tak jestem beznadziejna. Miałam dziś więcej szczęścia niżby się wydawało. – zaśmiałam się.


- Być może. Mogę zapytać, o jakich lekcjach samoobrony mówiłaś?


Westchnęłam ciężko, nie wiedzący od czego zacząć. Nie naciskał, po prostu cierpliwie czekał i uważnie mi się przypatrywał.


- W naszych czasach toczy się wojna, więc dużo rodzin jest rozbitych. Nie mamy kontaktów z rodzicami, którzy wysłali nas na wieś by zapewnić nam bezpieczeństwo. Niestety większość szkół została przejęta przez dyktaturę. Było naprawdę ciężko. – spojrzałam na niego z bólem w oczach. – Nawet najdrobniejsze przewinienie, najmniejsze nieposłuszeństwo było srogo karane. Każdy tak samo. – zadrżał mi głos. Przymknęłam oczy powstrzymując łzy i wzięłam głęboki oddech. – Strażnik nas nienawidził i często się znęcał. Drażniło go, że nasze rodzeństwo zawsze stawało w obronie drugiego. W dodatku niektórzy chłopcy w szkole biorą z niego przykład. Wiele razy zdarzyło się, że gdyby nie Piotr lub Edmund… - nie zdołałam skończyć, po policzkach spływały mi łzy. – Dlatego właśnie zaczęłam chodzić na dodatkowe lekcje samoobrony. Oczywiście nadal byłam od nich słabsza, ale przynajmniej mogłam się jakoś obronić.


Na samo wspomnienie aż się skuliłam. Nagle poczułam obejmujące mnie silne ramiona Kaspiana. Wtuliłam się w niego i wybuchnęłam płaczem. Był pierwszą osobą, której o tym powiedziałam. Pogłaskał mnie po głowie i zaczął uspokajać. Po paru minutach zebrałam się w sobie na tyle by przestać płakać. Odsunął się i chwycił moją twarz w dłonie. 


- Przyrzekam, że nie dopuszczę by stała ci się krzywda. – powiedział głosem pełnym powagi. Spoglądał mi głęboko w oczy, utonęłam w jego spojrzeniu.

__________________

Właśnie skończyłam pisać to-to i postanowiłam dodać już dzisiaj ;-)
Mówią, że aby komuś spodobała się nasza praca, musimy sami ją doceniać. Ten rozdział naprawdę mi się podoba. Znajoma powiedziała mi, że mój styl pisania jest istną katorgą, bo w każdym rozdziale opisuję jedno wydarzenie, bo według niej, nie potrafię ciągnąć akcji.
Ile w tym prawdy? Same oceńcie.

3 komentarze:

  1. Ja tam lubię twój blog i to ja piszesz.
    Myślę, że jakbyś np zamiast jednego krótszego rozdziału połączyła dwa w dłuższy, to byłoby więcej akcji i ciekawsze.
    Ogólnie podoba mi się twoja historia i czekam na kontynuację.

    Pozdrawiam gorąco :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wskazówki. Faktycznie, trochę krótki.. Następny, postaram się, będzie dłuższy ;)

      Pozdrawiam ;-)

      Usuń
  2. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award I Versatile Blog Award. Szczegóły tutaj:
    http://magiczna-narnia.blogspot.com/2013/05/liebster-blog-award-i-versatile-blogger.html
    Pozdrawiam, Katrin ;*

    OdpowiedzUsuń