Przechadzaliśmy się brzegiem morza mocząc stopy w wodzie.
Było jeszcze ciepło a do zachodu słońca zostało nam trochę czasu.
- Chłopcy zawsze próbowali wyciągnąć mnie nad jezioro, żeby
nauczyć mnie pływać. – parsknęłam śmiechem wspominając.
- Nie umiesz pływać? – zapytał zdziwiony.
- Nie. Boję się wody. – przyznałam.
Niespodziewanie wziął mnie na ręce jakbym ważyła tyle co
piórko i zaczął wchodzić coraz głębiej.
- O nie, nie, nie! – zawołałam. – Kaspianie, błagam cię! –
krzyknęłam widząc, że stoi prawie po pas w wodzie.
- Nie bój się. Ze mną nic ci nie grozi. – powiedział
spokojnie, ale na jego ustach błąkał się uśmiech. – Dzisiaj nie wrzucę cię do
wody, bo nie masz nic na przebranie, a nie chcę byś znów była chora. Ale szykuj
się na jutro. – dodał. Nie mogąc się powstrzymać wybuchnął rozbrajającym
śmiechem.
Niestety pomimo jego starać nie mogłam pozbyć się strachu i
tylko mocniej się go trzymałam. Westchnął i zaczął iść w kierunku brzegu. Im
był bliżej tym bardziej się rozluźniałam. Postawił mnie na plaży. Spojrzałam na
niego groźnie i pacnęłam w ramię.
- Hej! A to za co? – zapytał ze śmiechem.
- Nie naciskaj na mnie. Powiedziałam ci, że się boję i nie
chcę.
- Kiedyś pewien mądry człowiek powiedział, że nie ma odwagi
bez strachu. Musisz mi tylko zaufać i nie bać się. Gdy to zrobisz, będzie dużo
prościej. – szepnął przybliżając się.
Patrzył na mnie z uczuciem i jakby szukając przyzwolenia.
- Nie bój się. – szepnął jeszcze za nim pochylił się i
złożył na moich ustach pocałunek.
Z początku jedynie musnęliśmy się delikatnie wargami.
Położył ręce na mojej tali i przycisnął do siebie, a ja objęłam go za szyję.
Jego usta były słodkie i delikatne, zapach mnie zniewalał.
Ta chwila mogła trwać wiecznie.
W końcu oderwaliśmy się od siebie by zaczerpnąć powietrza.
Chwycił moją twarz w dłonie i pocałował mnie jeszcze raz. To był króciutki, ale
najsłodszy pocałunek na świecie.
Mocniejszy podmuch wiatru trochę mnie ocudził. Spojrzałam na
zachodzące słońce i uśmiechnęłam się szeroko. Zadrżałam lekko z zimna. Kaspian
od razu to zauważył, bo objął mnie od tyłu ramionami. Wtuliłam twarz w jego
szyję i czułam się najszczęśliwszą istotą na ziemi. Zdałam sobie sprawę, że
odnalazłam swoje „JA”, znalazłam swoje miejsce. Tutaj pasowałam. Tutaj mogłam
być naprawdę szczęśliwa.
Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, ale żadne z nas nie
zauważyło oddalającej się pospiesznie postaci.
- Musimy wracać. – powiedziałam zrezygnowanym tonem. Słońce
już dawno zaszło, a my byliśmy spory kawałek od zamku.
- Niestety muszę przyznać ci rację. Pięknie tutaj. Ale jutro
wrócimy i zaczniemy uczyć cię pływać. – uśmiechnął się i pocałował mnie
namiętnie, bo otwierałam usta by zaprotestować.
- Nie licz, że przestanę bać się wody.
- A to się jeszcze okaże, moja droga. – był tak pewny
siebie, że nie sposób było zaprzeczyć.
Pędem ruszyliśmy do Ker-Paravelu.
W drodze powrotnej złapała nas potężna ulewa. Dalsza podróż
nie była możliwa, więc musieliśmy zatrzymać się u miejscowych. Chodziliśmy od
chaty do chaty, jednak nikt nam nie otwierał. Byliśmy przemoczeni i zmarznięci.
W końcu w jednym z ostatnich domostw zostaliśmy wpuszczeni do środka.
- Witaj pani. Czy moglibyśmy zatrzymać się na noc? Na
zewnątrz szaleje wichura, jest ulewa i zapada zmrok. Zapewniam, że nie sprawimy
kłopotu. - zapytał Kaspian bardzo uprzejmie nie zdradzając naszej tożsamości.
- Ależ oczywiście! Jakże mogłabym odmówić wam schronienia w
taką pogodę. Zapraszam, wejdźcie. Mieszkam sama, ale znajdzie się dla was
miejsce. Musicie się wysuszyć. Na Aslana, jesteście cali mokrzy! – lamentowała
staruszka. Była to kobieta w podeszłym wieku. Siwe włosy nadawały jej ostrości,
którą totalnie burzyły wesołe ogniki w błękitnych oczach i przyjazny uśmiech.
Jej oczy. Były tak podobne do oczu mamy… Ta kobieta niesamowicie kogoś mi
przypominała. Te charakterystyczne ruchy i znajomy uśmiech. Nie potrafiłam
sobie przypomnieć.
- Mówcie mi Anna. – rzekła po chwili. Prowadziła nas przez krótki
korytarz, w głąb budynku. Anna, tak miała na imię moja zmarła
babcia. Zatrzymałam się gwałtownie. Kaspian spojrzał na mnie zdziwiony.
- Przepraszam, - zwróciłam się do kobiety. – ale kogoś mi
pani przypomina. Podobieństwo jest uderzające. – byłam w szoku. Jak to
możliwe?!
- W rzeczy samej, kochana. – obdarzyła mnie ciepłym
uśmiechem i spłynęło na mnie zrozumienie. Tylko ona tak potrafiła, to było
zarezerwowane tylko dla niej. To była
ONA.
Rzuciłam się w jej ramiona i zaczęłam szlochać. Nie
wiedziałam, czy to ze szczęścia, tęsknoty, czy po prostu z nadmiaru emocji.
Moja kochana babunia, namiastka byłego domu, istniała w tym świecie.
Przytuliłam ją jeszcze mocniej by upewnić się, że jest prawdziwa.
- Nie ma sensu płakać kochanie. – pogłaskała mnie czule po
głowie i starła z mojej twarzy ściekające łzy. – Wszystko ci wyjaśnię.
Chodźcie.
Weszliśmy do przytulnego pomieszczenia z paleniskiem, na którym
paliło się ognisko. Usiedliśmy na szerokim posłaniu i czekaliśmy w ciszy.
Wrzuciła do garnuszka garść ziół, zalała go wrzącą wodą i dopiero wtedy przed
nami usiadła.
- Musisz wiedzieć, że nie byliście pierwszymi ludźmi w
Narnii. Działo się to jeszcze przed samym stworzeniem, dokładnie rok przed
narodzinami Aslana. Tak Zuzanno, byłam przy jego narodzinach, a do Narnii
sprowadził mnie sam Cerpos, władca zza morza. Byłam wtedy niezdarną
trzynastolatką, która nie potrafiła się odnaleźć, zgrać ze społeczeństwem.
Bardzo dużo czytałam i uwielbiałam pisać. Stworzyłam w wyobraźni świat
równoległy do rzeczywistego i często do niego uciekałam. Jak się później
okazało, kraina w mojej głowie nie była wymyślona przeze mnie. Ona istniała
sama w sobie i tylko nieliczni mieli do niej dostęp. Moja pierwsza przygoda
była podobna do waszej. Dobro musiało pokonać zło. Złożono ofiarę, odzyskano
stracone. Jednak ja nie mogłam zostać w Narnii. Nie zdążyłam pożegnać się z przyjaciółmi,
wiele tutaj zostawiłam i nie wiedziałam czy kiedykolwiek wrócę. Wróciłam po
pięciu latach i odzyskałam wszystko, co zostawiłam. Tym razem dostałam szansę
wyboru. To był naprawdę trudny wybór. Z jednej strony miałam twojego dziadka,
który był dawał mi poczucie bezpieczeństwa i ustatkowania, a z drugiej strony
pierwsza miłość mojego życia, Henry. Przy nim mogłam wieść beztroskie życie.
Postanowiłam wrócić do Angli. Pomimo wielkiej miłości jaką wszystkich tutaj
darzyłam zrezygnowałam z tego. Zrezygnowałam dla twojej mamy, która miała
niebawem przyjść na świat. Tak, byłam w ciąży i to zaważyło. Po śmierci
niespodziewanie znalazłam się na Górze Gertrudy, tam gdzie niegdyś znajdował
się mój dom. Aslan uświadomił mi, że dostałam szansę na kolejne życie. Mogłam
zacząć wszystko od nowa. Jednak przez cały czas miałam wgląd w to co się z wami
dzieje, kochanie. Czuwałam nad wami i starałam się uchronić was od większych
niebezpieczeństw.
- Byłaś przy nas przez cały ten czas? – zapytałam drżącym
głosem.
- Oczywiście. – zapewniła mnie ciepło. – Późno już. Czy
moglibyście spać we dwoje na tym posłaniu? Kaspian może spać w stajni, ale w
nocy jest tam bardzo zimno.
Spojrzał na mnie niepewnie, więc skinęłam głową.
- Nie, nie będzie problemu.
- A zatem, dobranoc. – pocałował mnie w czoło i wyszła
zabierając ze sobą świecę.
Zadrżałam z zimna a ciałem wstrząsnął mi szloch. Kaspian w
mgnieniu oka zgarnął mnie w swoje ramiona i mocno przytulił. Zagryzłam wargi,
żeby nie zacząć głośno płakać. Powoli zaczęłam normalnie oddychać i uspokoiłam
się.
- Tak sobie myślę... Może Anna mogłaby zamieszkać z nami w
Ker-Paravelu? Jeśli chcesz oczywiście. – zaproponował. Odgarnął mi z twarzy
zbłąkany kosmyk uśmiechając się lekko. Miałam ogromne szczęście, że był przy
mnie.
- Kocham cię. – powiedziałam szybciej niż pomyślałam, ale
byłam pewna. Teraz byłam pewna.
Na jego twarzy ukazał się szeroki uśmiech, szczęście wprost
z niego emanowało. Patrzył na mnie wzrokiem pełnym miłości. Poczułam na ustach
dotyk gorących warg. Objęłam Kaspiana za szyję i przyciągnęłam bliżej siebie.
Wplotłam mu palce we włosy, a on objął moją talię. Kręciło mi się w głowie,
drżałam z ekscytacji na całym ciele.
Delikatnie przerwał pocałunek i powiedział: - Ja ciebie też,
odkąd się poznaliśmy.
__________________
Trochę dłuższy niż poprzedni ;-)
Kolejny w piątek.
;**
O rany, ale długo czekałam na ich pocałunek. No i się doczekałam. Wyszedł świetnie :)
OdpowiedzUsuńAleż się rozpisałaś. Widzę że wena Ci dopisuję a rozdział dłuższy niż zwykle. Podoba mi się ten wątek z babcią Zuzanny. A tak się zastanawiam kim była ta uciekająca postać na plaży? Czyżby jakieś kłopoty się zbliżały? Tego pewnie się dowiem w swoim czasie.
Już nie mogę się doczekać piątku.
U mnie rozdział jeszcze nie gotowy, bo nie mam w ogóle czasu. Non stop siedzę przed książkami żeby mieć wysoką średnią(do szkoły potrzebuję). A mówili że po egzaminach nie będzie sprawdzianów...
Pozdrawiam gorąco i życzę jak najwięcej weny ;* ;*
Wena dopisuje? To świetnie, bo mi niezbyt. Kończę ten mój rozdział i kończę. Aleś się rozpisała. Dobrze ci wszystko wyszło. I pomysł z babcią i pocałunek. Ja już piątek chcę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciplutko i więcej tak świetnych rozdziałów jak ten!
Rzutem na taśmę przeczytałam całego bloga i tylko jedno chce powiedzieć: JESZCZE! Cudnie rozwinięty wątek miłosny, reszta rodzeństwa też ma tu swój udział. Styl pisania i fabuła są niezbyt skomplikowane. Jest nieźle. JESZCZE!
OdpowiedzUsuńEDIT: Jest piątek. Gwałcę F5 na klawiaturze.
OdpowiedzUsuńKochana, u mnie rozdział 2 :) Zapraszm!
OdpowiedzUsuńhttp://powrot-do-zabawy.blogspot.com/